czwartek, 8 maja 2014

Hong Kong

Nie miałam ostatnio zbytnio czasu na opisywanie moich przygód w Chinach, ale już już nadrabiam zaległości.

Z racji, że moja wiza powoli dobiegała końca to musiałam udać się za granicę, by ją przedłużyć. I tak oto Hong Kong stał się obowiązkowym miejscem do odwiedzenia. Szefunio zabookował mi lot na 7:50 rano, więc musiałam wcześnie wstać by o 5:30 już być w taksówce i śmigać na lotnisko. I tu zaczęła się przygoda. Jeszcze nigdy nie widziałam Zhengzhou o tak wczesnej porze! Mijałam jakąś panią z dzieckiem siedzącą na środku ulicy w niewiadomym celu, Pana załadowanego na rikszy tak, że ledwo dostrzegłam jego postać, paru żebraków i paru ludzi już pędzących do pracy. Lotnisko też było dosyć opustoszałe - to chyba pierwszy raz gdy poczułam, że w Chinach są miejsca w miarę puste (w końcu to trudne do osiągnięcia, ciągle tyyylu chińczyków dookoła!). Niespodziewanie tez spotkałam na lotnisku zaprzyjaźnionego Polaka - Jacka, który leciał w innym kierunku ale o podobnej porze :) I tak czas oczekiwania na lot zleciał błyskawicznie! Leciałam do Shenzhen a dalej musiałam dostać się do Hong Kongu - oczywiście opcji było kilka ale wybrałam najwygodniejszą, czyli wsiadam w autobus który bezpośrednio zawiezie mnie na wyspę. Był to czas tzw. długiego weekendu bo poniedziałek 7 kwietnia był wolny, no i przez to kolejka do odprawy aby przejść przez granicę była gigantyczna! łącznie chyba prawie 2 godziny zajęło mi przeprawienie się przez granicę. Potem już poszło z górki. Chwila minęła zanim znalazłam swój hostel Wang Fa.... i byłam gotowa na zwiedzanie. Zastanawiałam się jedynie czy mój bagaż będzie bezpieczny w 8 osobowym pokoju, ale w sumie co by miało mu się stać? :) Wyruszyłam więc! Z zestawem podróżnika mogłam wszystko:



No prawie, bo jeszcze musiałam udać się do bankomatu wypłacić hongkongowe dolary ;) Przy okazji znalazłam najładniejszy pieniądz świata jaki miałam w ręku :)

Nie mogłam oprzeć się też pokusie próbowania soków z owoców o których istnienia nie miałam pojęcia - sok z bambusa, z guavy, z mango, z arbuza itd! Jadłam też ichnie kulki gofrowe i tzw. sui mian ? (o ile dobrze zapamiętałam nazwę).




Dodatkowo najadłam się kanapek najróżniejszych - z serem i szynką, z kurczakiem i warzywami, z kurczakiem i awokado itd! yummy!

Zaliczyłam najwyższe szczyty w Hong Kongu:


Victoria Peak - na który dostałam się boską kolejką ;) na szczycie wiało niemiłosiernie! zostawiłam tam moją wyrażoną na serduchu miłość i nacieszyłam się tą 'samotną' wycieczką. 










Sky 100 - czyli najwyższy budynek w Hong Kongu, gdzie na 118 piętrze będąc dosłownie w chmurach wraz z Charlim wypiłam lampkę wina :) Potem jak się chmury trochę rozrzedziły to ukazał nam się piękny nocny Hong Kong - jednak wiało tam mocno i samoloty wydawały się krążyć dosyć blisko nas, więc popatrzeliśmy i wróciliśmy na normalną wysokość.

Big Budda na Lantau Island - poszłam, a w sumie pojechałam metrem pod wodami głębokimi, żeby powiedzieć Buddie: siemanko! tak jak on powiedział mi ;P Padało wtedy i wiało, ale też pięknie pachniało drewnem, więc przystawałam i wdychałam! Atrakcją tez była tam krowa, która pojawiła się znikąd i byla skora do głaskania i wyjadania czegoś z kosza na śmieci. Pod Buddą też skosztowałam pysznych kokosowych pierożków i ciasta ananasowego.










Oprócz szczytów pokrążyłam też trochę po mieście odwiedzając świątynię umieszczoną między wieżowcami







przeszłam Hollywood street na której znajduje się rynek z antykami








wjechałam ruchomymi schodami aż na samą górę 'miasta' skąd autobusem zjechałam do samego downtownu Hong Kongu, gdzie podziwiałam nowoczesną architekturę wysokich budynków.



















Natrafiłam na strajk głodowy gdzieś po drodze:





przeszłam się alejką gwiazd:









ale wydarzeniem obowiązkowym było zaliczenie międzynarodowych targów w Hong Kongu. Tak też się stało, akurat wtedy odbywały się targi świateł ledowych (i nie tylko) gdzie moja zaprzyjaźniona chińska firma też sie wystawiała. Załatwili mi wejściówkę i tak oto zaliczyłam sobie targi w Hong Kongu! Yep!

















Potem pędziłam już na dworzec pociągowy, bo musiałam przedostać się jeszcze do Shenzen, a nie wiedziałam ile mi to zajmie. I tu kolejny szok: jak tylko przekroczyłam bramkę graniczną poczułam, że wróciłam do Chin. Znów pełno ludzi siedzących gdziekolwiek, rozłożone towary na sprzedaż, brak kanapek w sklepach i generalnie brudno na ulicy ^^ Jednak poczułam, że jakoś swoiście to fajnie, że wyjechałam z europejskiego Hong Kongu gdzie piękno podają mi na tacy, bo w Chinach trzeba umieć piękno samemu odkryć. Zrozumieć, poznać, pokochać :)

Ach, spanie w 8 osobowym pokoju okazało się super!! Oczywiście większość współlokatorów to byli faceci, ale bardzo sympatyczni i pomocni. Meksykańczyk uratował mnie od braku telefonu, bo nie wiedziałam, że w Hong Kongu są inne przejściówki, a z Piotrkiem - Polakiem przegadałam pół nocy! Poznałam Brytyjczyka który przez 8 miesięcy krąży sobie po świecie i poznaje różne miejsca i faceta który zwiedził 93 kraje sprzedając wino :D


Jakby ktoś się wybierał do Hong Kongu to polecam Wang Fat Hostel w którym spałam: super pracownicy, niedrogo (jak na HK: 159HK$), przyjaźnie i na dzień dobry dają kawę i herbatę! :) Lokalizacja super, bo blisko do metra i do Times Square i miliona sklepów!

I jeszcze jedno: w gruncie rzeczy jeśli chodzi o obszar zajmowany przez Hong Kong to jest on niewielki, za to co do centymetra wykorzystany!
Kolejne podróże za mną, ale potrzebuję chwili, żeby je opisać i ogarnąć zdjęcia! Czekajcie cierpliwie! Ściskam Was! :*

niedziela, 23 marca 2014

Yellow River Scenic Area


Dziś opowiem Wam o Yellow River Scenic Area. Jest to obszar niedaleko (30km) miasta w którym mieszkam (Zhengzhou). Aby do niego dotrzeć musiałam przejechać 7 przystanków B1 - tzw. BRT (szybki bus) i potem 30 przystanków busem nr 16. Niestety nawet w sobotę rano oba autobusy były pełne i prawie całą drogę było trzeba stać - jechało się ponad godzinę. Cena biletu autobusu: 5Y. Cena biletu wstępu to 60Y. Jak już zajechaliśmy na miejsce 'parku' to musieliśmy znaleźć się z Lulu i jej kuzynem. Miało być to proste: będziemy przy bramie. Jednak jak się później okazało bramy są dwie i chwilę nam zajęło by się odnaleźć. W końcu razem przekroczyliśmy próg i oto zobaczyliśmy emperorów Yan Di i Huang Di. Są uważani za jednych z pierwszych przodków Chińczyków. Pierwsze co zrobiłam gdy znalazłam się na placu przed rzeźbami to uderzyłam w dzwon! Kosztuje to 1Y i za każdym razem gdy potem słyszeliśmy uderzenie liczyliśmy YuanY! :))



Powspinaliśmy się tuż pod nosy emperorów i delektowaliśmy się widokami :)



Później udaliśmy się na brzeg rzeki :) 

Szybko też idzie dostrzec dlaczego jest to ŻÓŁTA rzeka. W sumie widać tylko żółć.

Przy brzegu  stoją statki na których mieszczą się restauracje oraz przy brzegu są 'lokalne' restauracyjki' jak poniżej ;)


Następnie udaliśmy się na spacer 'powrotny' po drodze zaliczając arbuzy na patyku i odwiedzając park pawi :)


I zakupiłam sobie glinianego ptaka! Nazwałam ją CP - Charming Princess, bo tak ładnie śpiewa jak się w nią wleje wodę ^^ 



 Ach, uwielbiam drzewa pełne kwiatów! :)


Z racji, że wędrówki spaliły wszystkie odłożone w nas kalorie udaliśmy się na obiad, a później zaliczyliśmy drzemkę na trawce pod drzewami ! :) Cudowna sprawa ;)
Potem jeszcze trochę się powspinaliśmy na górę żeby zobaczyć z bliska Pagodę, przeszliśmy most między 2 górami i wróciliśmy pod główną bramę skąd odjeżdża autobus powrotny.




I tu się zaczęła dopiero prawdziwa przygoda. Ludzie zaczęli pchać się zanim autobus podjechał, do tego stopnia, że autobus nie mógł podjechać nawet na przystanek. Potem walka o przetrwanie, żeby Cię nie zabili w trakcie wchodzenia do autobusu, bo to że Cię za włosy ciągną, łokciami pchają i uderzają kolanami depcząc Cię przy tym - to najwyraźniej norma (:P) Anyway, autobus był pełen już na starcie, a przed nami było 30 przystanków do przejechania. Na niektórych przystankach w ogóle się nie zatrzymywał, a na niektórych zatrzymywał się tylko po to by kogoś wypuścić (ale takich było mało). Nie polecam taich powrotów, mimo że dojechałam cała i zdrowa. Lepiej wynająć wycieczkę przez agencję i mieć zapewniony powrót :).

Był to piękny dzień na świeżym powietrzu! I mam nadzieję, że Wy również korzystacie z każdego pięknego dnia! :))

Pozdrawiam ja!
Jessica