środa, 29 stycznia 2014

PEKIN - Katedra Południowa, CCTV i Opera

Do Zhengzhou jeszcze w postach wrócę pewnie nie raz, a póki co poznaję Pekin. 

PEKIN (BEIJING)

Jak tylko wysiadłam z pociągu i musiałam przedostać się do Shuttle Busa jadącego na lotnisko zauważyłam, że łatwiej mi zrozumieć mówiącego do mnie Chińczyka. To mnie bardzo ucieszyło - oczywiście! ;) Nie było też problemu by ze stacji zachodniej dostać się na lotnisko. Znaki na autobus są napisane po angielsku więc wystarczy podążać za strzałkami. Przejazd kosztował mnie 24Y czyli 12 zł - jechałam zaledwie godzinkę (ale wcześnie rano!). Z lotniska zgarnęłam męża i już wspólnie wsiedliśmy do Shuttle Busa żeby dostać się na główny dworzec a stamtąd do hostelu, który znalazłam przez www.hostelbookers.com (SAGA International Youth Hostel, pokój 2-osobowy z dużym wyrkiem, klimatyzacją i telewizorem za 45zł/os. Centrum Pekinu - 15min pieszo do Zakazanego Miasta ;)) Na dole w hostelu mamy mikro restaurację w której serwują międzynaradowe posiłki czyt. pizzę, tosty, sernik itd.). Wzięliśmy taksówkę ze stacji do hostelu - miała kosztować 15Y, ale Pan taksówkarz najwyraźniej znał dłuższą trasę dojazdu i ostatecznie zapłaciliśmy 27Y. Gdybym nie była zmęczona pewnie bym jakoś zareagowała, ale byłam, więc po prostu zapłaciłam. I w sumie przez 2 dni za dużo nie zrobiliśmy poza spróbowaniem mięsa z osiołka, zaliczeniem zakupów w supermarkecie i zjedzeniem pizzy :D  Paweł cierpiał na Jet Laga, więc ciężko było gdzieś wybywać. 

W niedzielę, czyli 3 dzień naszego pobytu w Pekinie wybraliśmy się do Katedry Południowej na mszę w języku angielskim. Msza zaczęła się o 10:30 i podobnie jak w Polsce trwała 1h. Mają tam jeszcze drugą mszę odprawianą w języku angielskim o godz. 15. Jest też msza po włosku, a reszta już po chińsku.





Było nam jakoś strasznie zimno w niedzielę, więc po zjedzeniu w knajpie wróciliśmy do hostelu i tam obmyślaliśmy plan na najbliższe dni. 

I tak oto w poniedziałek wybraliśmy się pod znaną wieżę telewizyjną CCTV. Jej kształt przypomina spodnie i lokalnie właśnie jest znana jako 大裤衩 (duże porty!) Zaprojektował ją Rem Koolhaas i Ole Scheeren. 

 


Potem przedostaliśmy się do tzw. Silk Market, gdzie podobno wielu obcokrajowców lubi robić zakupy. W markecie jest 6 pięter, każde z innymi produktami: od odzieży, zabawek, elektroniki, rękodzieł po instrumenty. Oczywiście ceny początkowe z kosmosu wzięte, ale jak tylko powie się coś po chińsku cena początkowa się zmienia, a po chwili targowania spada do ceny akceptowalnej. I tak oto kupiliśmy Pawłowi spodnie, które Pan obcokrajowcom prezentuje jako spodnie warte 950Y, z racji, że ja się odezwałam po chińsku dla mnie cena początkowa była 580Y. I tak drogo. W Chinach jest zasada, żeby zacząć się targować od conajmnije 1/5 tej ceny. Zaproponowałam więc 100Y. On spuścił do 450Y. Odpowiedzieliśmy 150Y. Powiedział, że 300Y to minimum za jakie może sprzedać. Stanęło na 250Y ;) Czyli akceptowalnie. Spodnie niby od Armaniego, ale w to nie wierzymy, więc traktujemy je jak zwykłe spodnie a cena 125zł za fajnie wyglądające spodnie wydała nam się rozsądna na tyle by je kupić.  Ach i jeszcze ważne: Pawła europejski rozmiar spodni, to tutejszy+3, więc warto się zapoznać z rozmiarówką zanim się coś kupi ;)
Przez to chodzenie po markecie zgłodnieliśmy, więc udaliśmy się do pobliskiej restauracji, zjedliśmy znów COŚ (ryż z warzywami i mięsem, z dodatkiem jakiegoś sosu i sałatką- cena: 20Y), co było w miarę smaczne i zebraliśmy się by jechać do kolejnego zaplanowanego punktu.

OPERA!
Postanowiliśmy zobaczyć jak to w chińskiej operze rzeczy się mają. W internecie znalazłam bilety od 200 do 480Y w zależności od miejsca. Jednak jak trochę dużej poszperałam to znalazłam firmę, która miała bilety za 140Y zamiast 280Y w strefie bocznej. Zakupiłam więc 2 i pojechaliśmy. Na miejscu okazało się, że za te 140Y siedzieliśmy w 5 rzędzie na środku, gdzie normalnie bilety kosztują 480Y :)) Sztuka: Golden Mask Dynasty trwała godzinę, ale była to jedna z tych godzin, która wydawała się jedynie minutką. Opowiadała o walce o władzę, miłości i śmierci, ale nie bójcie się - nic nie mówią przecież po chińsku. Efekty stosowane w operze - niesamowite! Przynajmniej w tym teatrze OCT, w  którym byliśmy. I tak mieliśmy w sztuce akrobatów, tancerzy, aktorów, *cyrk! i powódź*. Cóż to oznacza? Nic innego jak pewien moment wystąpienia w którym na głowie tancerek były pawie. Żywe! :) A wodospad, to po prostu woda zalewająca całą scenę i schody, robiąca dużą falę, tak że aktorzy byli mokrzy, a my w 5 rzędzie czuliśmy deszczyk na naszych twarzach! Nieziemska sprawa! Do tego gra świateł - Paweł naliczył aż 60 głów obrotowych :) Ach i zanim sztuka się zacznie większość ludzi je popcorn! I my też zjedliśmy. Popcorn karmelowy - 20Y :) Podsumowując, było pięknie. Polecamy!




Kolejne dni  i kolejne informacje w kolejnym poście ! :)




2 komentarze:

  1. Strasznie ciekawie opowiadasz. Chcę więcej ;) Czekam z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło to słyszeć! :) Będę pisać jak tylko będę miała chwilkę:))

    OdpowiedzUsuń