poniedziałek, 20 stycznia 2014

Pierwszy tydzień w Zhengzhou

Pierwszy tydzień w Zhengzhou był tygodniem zapoznawczym z kuchnią, miastem i pogodą tu panującą, zwyczajami, sklepami i przedszkolami.

POGODA

Niestety pierwszego dnia mojego pobytu tutaj powitał mnie niezły smog (powyżej 300 jednostek, gdzie norma jest do 50), który kumuluje się ze względu na brak deszczu i wiatru tutaj.Temperatura raczej nie spada poniżej 0 , utrzymuje się na poziomie 4-7C. W moim mieszkaniu jednak nie działają kaloryfery i jedyne co nas grzeje,to klimatyzacja (pożal się Boże!) i mam taki solarek, który świeci jak żarówka! No i na noc muszę go wyłączać, bo jest za jasno i nie da się spać.
Smog
Solar 

Na takie dni pełne smogu warto zaopatrzyć się w maskę, która choć trochę go zatrzymuje.


ZAKUPY


Smog, smogiem ale jeść trzeba, więc udałam się do pobliskiego Supermarketu na zakupy. Ku mojemu zaskoczeniu przeżyłam wtedy pierwszy szok kulturowy. Otóż, w supermarkecie było jak na jakimś głośnym apelu, koncercie czy czymkolwiek jeszcze, gdzie słychać tylko jakieś krzyki. Hałas niesamowity. Trochę jak na targowisku, gdzie każdy wykrzykuje: mam kurczaki! mam marchewkę! Dawaj mi tu tego ogóra! No i oczywiście nie byłam w stanie przejść obojętnie między regałami, bo każdy po kolei wbijał we mnie wzrok, jeden drugiego szturchając, żeby mnie zobaczyć. To mi jeszcze nie przeszkadzało, ale jak tylko zatrzymałam się przy jakimś regale, chcąc w pleco (słownik chińskiego na telefonie) sprawdzić czym jest to co trzymam w ręce momentalnie miałam koło siebie 5-6 ekspedientek próbujących za wszelką cenę mi pomóc. Niestety nie rozumiałam ich i one chyba mnie też. W każdym bądź razie supermarket wygląda tak:
Nie znalazłam też tutaj żadnego PRONTO czy rzeczy podobnej, bo jak się później dowiedziałam, tu się tak szybko wszystko kurzy, że nie warto tego tak pielęgnować, bierze się tylko szmatkę i ściera na wodę. Hm.

Zaskoczyły mnie tej  chipsy Lays. Otóż mają je tutaj we własnym wydaniu. I tak chwytając czerwoną paczkę Laysów liczyłam na paprykowy smak, a tu niespodzianka: mięsne! Albo zielone - ogórkowe!
Cena: 5,80Y, czyli 2,90zł (średnia paczka)

Z takich europejskich słodyczy znalazłam też snikersy i kinder-czekoladki. Mają też importowanych parę produktów jak np. makaron z Włoch, czy wódkę z Polski (cena za 0,7l  to 99Y czyli 50zł)
Droga jest też tu kawa (jedyna 'europejska' to Nescafe) za duże opakowanie chcą tutaj 45zł.

Jeśli chodzi o rzeczy, to mają tu Mango, H&M, C&A czy Vero Modę, jednak prawie wszystkie rękawy są mi krótkie nawet przy rozmiarze M! Co dla nich ma długość do kolan, mi sięga ledwo za tyłek ;P
Ceny podobne jak w Polsce. Nie ma szału.

JEDZENIE

Jeśli chodzi o jedzenie, to obiady tutaj często je się na mieście, bo są najtańsze i smaczne. Bardzo powszechne są tu hotpoty, czyli wielki gotujący się garnek do którego każdy dokłada sobie co by chciał zjeść: ziemniaki, rzodkiewkę, tofu, szpinak, kurczaka czy inne mięsko itd.
My raz udaliśmy się do dobrej restauracji w której specjalnością jest ryba! Dobra restauracja tutaj oznacza to, że zanim dostaniesz zupę z rybą to musisz sobie żywą rybkę najpierw wybrać, pan przy Tobie ją zabija i potem ją masz na talerzu. My zamówiliśmy zupę, która miałabyć łagodna, a wyszła kucharzowi ostra na tyle, że nie mogliśmy jej ujeść, więc powiedzieliśmy o tym personelowi i lada moment dostaliśmy drugą taką samą tylko bez dodatku pieprzu. 


Jednak i ta okazała się ostra, więc wymieniono nam ją raz jeszcze, tym razem na pomidorową i ta była dobra. 
W między czasie jak na nią czekaliśmy, chłopcy się trochę wygłupiali.
Filip- Polak, mój obecny lokator, który też uczy w przedszkolach

Największy problem mam tu ze śniadaniami: co tu zjeść, skoro generalnie nie ma chleba? długo nie mogłam też znaleźć płatków? są owsianki, ale nie przepadam.  No i jadłam marchewki, pomarańcze i jogurty. Zdrowo bardzo. Potem znalazłam jeszcze Carrefoura tutaj i tam mieli więcej produktów z eksportu i znalazłam płatki i chleb tostowy, więc póki co mam i jem. Ale drogie to rzeczy, więc muszę znaleźć jakąś alternatywę.

Innym razem jedliśmy hotpota u Wojtka, szefa!
Ach, warto abyście wiedzieli, że oni do posiłków piją albo gorącą wodę, herbatę albo piwo (ale takie słabe tu mają 2-3%).
 (Od lewej: Filip-lokator,już go znacie, Justa-gwiazda chińskiej telewizji* siostra Wojtka, Elaine- żona szefa, Wojtek-szef, już go znacie i Michał-Polak, który już tu dłużej jest i też uczy w przedszkolach)

                    No i jeszcze ja: ta po prawej, zmęczona, ale jestem!                    
 
 
C.D.N
Jessi ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz